wtorek, 31 marca 2015

Nelly - Najlepszy przyjaciel cz.1

Rankiem obudziłam się wyjątkowo wypoczęta. Oczy przy smarowaniu chleba dżemem, czy przy wstawieniu wodę na odświeżającą, poranną kawę nie kleiły mi się, tylko wędrowały w każdy zakątek kuchni i innych pomieszczeń.
Kiedy wyszłam z kuchni zabił zegar. Stanęłam w miejscu aby wyliczyć ilość uderzeń kukułki. Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć... koniec. Jest szósta? Nelly, ty potrafisz tak wcześnie wstać i to sama z siebie? Zaśmiałam się i udałam się na górę. Siadłam z rozmachem na niepościelone łóżko. Hmm... Trzeba pokarmić konie. Zamknęłam na chwilę oczy, wzięłam głęboki oddech i wstałam na równe nogi. Podeszłam do szafy i odsunęłam drzwi. Wybrałam zwykłą, błękitną bluzkę, którą wkasałam do czarnych bryczesów. Poprawiłam kołnierz bluzki i uczesałam włosy, które spięłam w zgrabną kitkę.
Zbiegłam niezauważalnie po schodach, szybko spoglądając na zegar. Pospiesznie ubrałam sztyblety i bluzę, i wyszłam z domu.
Kierowałam się do środka stajni, kiedy zauważyłam niezgaszone światło w środku. Rozejrzałam się dookoła, gasząc je jedynym ruchem. No cóż...
Otworzyłam szeroko drzwi, wdychając zapach siana. Przeszłam się wzdłuż stajni, lecz gdy spoglądałam w żłób konia był napełniony owsem.
W paszarni do wiaderka nasypałam jedną łyżkę zmielonego kozieradka, łyżkę sproszkowanego korzenia żeń-szenia, a wszystko zmieszałam z wywarem z dzikiej róży. Rozmieszałam papkę i wyszłam z budynku z wiaderkiem w ręku. Uderzałam o kogoś, kiedy podniosłam wzrok do góry ujrzałam Jeff'a, który na rękach niósł niemały karton.
- Hej Jeff. Czemu jesteś tak wcześnie? - uśmiechnęłam się
- Odebrałem paczkę z olejkami i ziołami, pomyślałem, że już nie będziesz spała, kiedy przyjadę. - odwzajemnił gest, pokazując szereg białych zębów
- To bardzo miłe z twojej strony, ja miałam odebrać olejki, ale widzę, że mnie wyręczyłeś, dziękuję.
- Nie dziękuj Nelly, odstawię karton i pomogę ci, dobrze?
- Hmm, w sumie wyprowadzimy konie na wybieg i możemy wymienić ściółkę, ale to jak zjedzą.
- No jasne, co dzisiaj robisz?
- Obecnie lecę do Diamenta z porcją odpornościową, potem ściółkę wymienimy i zajmę się Jumper'em. Popracuję z nim trochę nad siodłaniem i wsiadaniem.
- Chętnie popatrzę. - zaśmiał się
- I pomożesz. - dodałam
- Jak mnie ładnie poprosisz.
- Jeff! - uderzyłam go lekko w ramię
- No dobra, dobra. - zaśmiał się i odstawił karton, na podłogę w pokoju gospodarczym.
Razem ze mną poszedł do stajni, gdzie stanęłam przed boksem Diamenta z nadzieją, że jeszcze nie zjadł całego owsa. Odsunęłam zasuwę i weszłam, gładząc spokojnego konia po szyi. Nacisnęłam na jego klatkę aby się cofnął, po czym wsypałam papkę do resztek porcji śniadaniowej i wymieszałam ręką.
- Widać, że jego stan się poprawia. - rzucił Jeff
- Tak. Skutki pracy i ziół są niezmiernie widoczne, jeszcze dwa miesiące ten koń nie miał szans na przeżycie przez niedowagę, widać było dosłownie każdą kość, mogłam policzyć jego żebra. Kiedy z nim chodziłam po wybiegu treningowym, bałam się się przewróci z bezsilności, a teraz? Ten koń na łące szaleje z Rosario.
- Właśnie jak tam aukcja Rosario?
- Znalazło się paru kupców, ale każdy domaga się przewozu na nowe miejsce, a to jest niemożliwe.
- A jeżeli jest blisko, mógłbym załatwić przyczepę, mój kumpel ma.
- Nie. Zależy im na koniu, to obejrzą go, przetestują i przede wszystkim go sobie przewiozą.
- Masz rację Nel.
Popatrzyłam bez ruchu na Jeff'a, coś mnie zatrzymało. Otrząsnęłam się i wyszłam z boksu.
- Chyba możemy je powoli wyprowadzać. Diamenta i Rosario wypuścimy na końcu, żeby się biedny nie stresował, ze jest sam. - spojrzałam na wałacha
Bez słowa zaczęliśmy wyprowadzać konie na wybiegi, zaczęliśmy od zewnętrznej stajni.

Spokojnie weszłam do boksu Szafira, pospiesznie zakładając mu kantar, tak samo zrobiłam z Lucjanem. Wyszłam z Szafirem otwierając drzwi do boksu Lucka i wyciągnęłam ich obu, powoli wychodząc na łąkę. Jeff natomiast zajął się Sante. 
Kiedy wszystkie konie były wyprowadzone puściliśmy Diamenta i Rosario, którzy ze stajni ruszyli galopem zmierzając do swojego stada. Postaliśmy chwilę w milczeniu wpatrując się w góry i cały krajobraz dookoła nas. Nasz ośrodek jest położony w idealnym miejscu, jest spokojnie, świeże powietrze, wiele pastwisk. Żyć nie umierać. Zaśmiałam się w duchu, patrząc na Jeff'a.
- To co idziemy do stajni? - spojrzał na mnie
Milczałam przez chwilę.
- Nelly?
- Eee, tak, tak, chodźmy. - po raz kolejny otrząsnęłam się
- Nel, co z tobą?
- Nic po postu się zagapiłam. - zaśmiałam się
- No okej. - uśmiechnął się w moją stronę
Ruszyliśmy szybkim krokiem w stronę stadniny, kiedy weszliśmy, koło boksu Tear stała Lukrece.
- Hej Ece, nie umieliśmy wyciągnąć jej z boksu na wybieg, popracujesz dzisiaj z nią?
- Też, zamierzam dzisiaj się skupić na hucule.
- Trenujesz Seek'a?
Przytaknęłam ruchem głowy.
- No cóż, lecimy zmienić ściółki, na czas gdy będziemy ją wymieniali w jej boksie to przejdziesz się z nią czy cokolwiek?
- Zobaczymy czy da się wyciągnąć posłusznie z boksu.
Pokwitowałam rozmowę uśmiechem i ruszyłam z Jeff'em po widły, taczki i kostki nowej słomy.

*dwie godziny później*

Kiedy zmęczeni padliśmy na czystą słomę w boksie Szafira, odetchnęliśmy z ulgą po dodatkowej pracy, czyli mycie żłobów oraz poideł.
- A teraz nic mi się nie chce. - powiedział
- Pewnie chce ci się jeść.
- O tak, trafiłaś w dziesiątkę. - zaśmiał się
- Tobie zawsze chce się jeść, nie ukrywajmy tego.
- Może i masz racje, za dobrze mnie znasz.
- No wiesz, takie tam wspólne przedszkole, szkoła podstawowa, szkoła średnia i liceum. - uśmiechnęłam się.
- Tyle lat z tobą wytrzymuje. - popatrzył na mnie i zaśmiał się
- Pff. - parsknęłam
- Czyli jestem głodny, to powinienem coś zjeść.
- Czy ty coś sugerujesz?
- A skądże, świeże pieczywo i masło orzechowe, mniam.
- Długo z tobą nie pociągnę już. - zaśmiałam się, wstając na nogi
Kiedy wstał również Jeff, a zajęło mu to trochę czasu, powędrowaliśmy do kuchni, w której czuł się jak u siebie.
- Zobaczę czy Sylvia już wstała, w końcu jest... o jest południe, jak to tak szybko zleciało?
- Nie wiem, mnie nie pytaj. - powiedział oblizując nóż, który zanurzył w maśle orzechowym
Kiedy weszłam schodami na górę, pokój Sylvi był otwarty na oścież. Zapukałam delikatnie w framugę, oczekując pozwolenia na wejście do pokoju.
- Wejdź Nel.
- Już miałam cię opieprzyć, ze śpisz. Czemu nic nie robisz z końmi od ostatniego czasu?
- Nie mam na to siły. - odpowiedziała ponurym głosem
- Ale... Coś się stało?
- Nie, nie. Spokojnie Nelly. Dostałam kolejne listy do naszego ośrodka.
- Zostaw mi je na biurku w moim pokoju, jadłaś już śniadanie?
- Tak, wstałam jakieś... parę godzin temu.
- No cóż... Popracujesz dzisiaj z Diamentem, ja nie mam za bardzo czasu.
- Zobaczę.
- Sylvia!
- No dobrze. - rzuciła na mnie srogie spojrzenie
- Na twoim miejscu już bym ruszała manatki.
- Idź stąd.
Bez słowa pożegnania ruszyłam do Jeff'a, który opróżnił mi cały słoik masy orzechowej.
- To jak idziemy popracować z Jumper'em?
- Pewnie. - odpowiedział radosnym tonem.

CDN

środa, 18 marca 2015

Lukrece - Refleksyjny wieczór cz.1

Po skończonej kolacji, sprzątaniu i zmywaniu naczyń każda z nas udała się do swojego pokoju. Ja postanowiłam się trochę odprężyć. Wpuściłam do wanny dużo ciepłej wody oraz wlałam aromatyczny, lawendowy płyn do kąpania. Prawdopodobnie zużyłam go zbyt wiele, gdyż cała wanna pokryła się obfitą pianą, wypływającą nawet poza wannę. Zdecydowałam się jednak tym nie przejmować i natychmiast wskoczyłam do wody. Ułożyłam podgłówek tak, by było mi wygodnie i zamknęłam oczy, myśląc już tylko o lawendowej woni wypełniającej całe pomieszczenie. Po 15 minutach uznałam, że jestem wystarczająco odprężona i wyszłam z wanny. Wytarłam ciało do sucha i ubrałam kolorową koszulkę oraz getry, strój w którym śpię. Włosy wysuszyłam suszarką, a następnie zaplotłam na nich kilka warkoczy. Weszłam do swojego pokoju i odpaliłam laptopa. 161 powiadomień. Westchnęłam i z powrotem zamknęłam urządzenie. Nie miałam ochoty, by w tym momencie odpisywać na miliard wiadomości i sprawdzać cudowne komentarze przy zdjęciach oraz postach o mnie, Green Valley i koniach. Założyłam krótkie, białe conversy i zeszłam na dół. Włączyłam światło, wyciągnęłam z szafki kruchego gofra i usiadłam w pomieszczeniu, które było dla nas kuchnią, jadalnią jak i holem, po prostu pokojem dziennym, gdzie wszystko się działo. Sięgnęłam po gazetę leżącą na stole i przeleciałam ją wzrokiem. Nic nie przykuło mojej uwagi, więc zajęłam się jedzeniem doskonale przypieczonego gofra i wsłuchiwaniem się w ciszę. Sylvia i Nelly były już pewnie w pokojach, oglądały telewizję lub używały laptopów. Wyjrzałam przez okno, wszędzie ciemność oblewająca całe Green Valley i głucha cisza, którą zakłócały tylko pieśni wykonywane przez świerszcze. Nagle przyszła mi do głowy nietypowa myśl. Ubrałam pierwsze lepsze buty leżące pod drzwiami, a następnie sięgnęłam po kurtkę, noce są jeszcze chłodne. Spojrzałam w stronę schodów i nasłuchiwałam przez kilka sekund czy żadna z sióstr nie wychodzi z pokoju. Ostrożnie otworzyłam drzwi, lecz nagle usłyszałam skrzypienie podłogi. Wstrzymałam oddech i patrzyłam wyczekująco, czy ktoś zejdzie, czy nie. Przez dłuższy czas nic się nie działo, więc zamknęłam za sobą drzwi i wyszłam na podwórze. Od strony stajni dochodziło do mnie ciepłe, kojące światło. Ruszyłam szybkim krokiem do stajni i od razu przy wejściu zapaliłam lampy. Powoli weszłam do stajni szepcząc uspokajające słowa. Wszystkie konie podniosły do góry głowy i nastawiły uszy, by chwilę później z ulgą wrócić do skubania aromatycznego siana. Weszłam na chwilę do boksu Sante i wtuliłam twarz w jego miękką, szarą grzywę. Koń położył głowę na moim ramieniu i wesoło prychnął. Pogłaskałam siwusa po czole i udałam się na koniec stajni. Tear stała w boksie ze zmierzwioną sierścią oraz słomą wplątaną w grzywę i ogon, lecz nie dała się nawet w tych miejscach dotknąć. Poszłam do paszarni i wyjęłam maleńką buteleczkę olejku z drzewa herbacianego. Zmieszałam go z olejkiem z sandałowca, a następnie wylałam go sobie na dłonie i poszłam do klaczy. Otworzyłam drzwi jej boksu w sporej odległości i wyciągnęłam ręce przed siebie. Musiałam trochę czekać, ale w końcu klacz nie mogła wytrzymać i intensywne zapachy skusiły ją. Początkowo stała bardzo czujnie i niepewnie na mnie spoglądała. Po kilkunastu minutach zaczęła jednak się odrobinę rozluźniać i chętnie zlizywać lecznicze olejki. Taka mieszanka powinna za kilka godzin zadziałać i rano Tear będzie już choć trochę spokojniejsza i bardziej rozluźniona. Umyłam ręce, zgasiłam światło i szybko wróciłam do domu. Wbiegłam po schodach prawie niedosłyszalnie i wśliznęłam się do swojego pokoju. Była 23.47. Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam układać sobie plan na jutrzejszy dzień pracy z końmi. Byłam taka zmęczona, że nawet nie wiem kiedy zasnęłam. 



CDN

poniedziałek, 23 lutego 2015

Nelly - Siostry. czyli wspaniałe osoby

Weszłam z trudnym oddechem do domu, kiedy wybiła godzina dziewiętnasta. Kukułka w salonie zaczęła wystukiwać pojedyncze dźwięki, a za oknem słońce chyliło się ku zachodowi. Ciężkim krokiem wyruszyłam w stronę kuchni, w której siedziała jedynie Lukrece. Nalałam do czystej szklanki swój ulubiony sok pomarańczowy i usiadłam naprzeciwko siostry, uderzając plecami o oparcie.
- Wykończyłam się. - zaczęłam rozmowę
Lucy wysunęła nos z nad książki, patrząc na mnie swoim przenikliwym wzrokiem.
- Czym? Jazdą na swoim koniu? - zmarszczyła czoło
- A dokładniej trenowaniem go, a następnie musiałam sama karmić, bo jak zwykle na to nie wpadłyście. - westchnęłam
- Nic nam nie mówiłaś, a zawsze ty rozporządzasz plan karmienia koni.
- Nie dostałaś wiadomości od Sylvi, że macie karmić same gdy mnie nie będzie?
- Nic mi nie przekazywała.
Westchnęłam, odstawiając na stół pusty kubek.
- Nie pierwszy i ostatni raz tak karmiłam, więc w sumie. Nie wiem o co się wadzę.
 Ece pokwitowała moją wypowiedź swoim uśmiechem. Przewróciłam oczami i poprawiłam gumkę na włosach.
- Lecę pod prysznic, jest może Sylvia w domu?
- Jest jeszcze w stajni, znaczy, powinna być.
- Na pewno?
- Wspomniała mi coś, że idzie wypastować swoje siodło, więc trochę czasu jej to zajmie.
- No tak... Jeżeli będziesz tak uprzejma, to zrobisz kolację?
Siostra odłożyła książkę, zostawiając kwitek papieru na stronie, którą skończyła czytać.
- Dziękuję! - krzyknęłam, wbiegając po schodach mało co się nie przewracając
Często kłócę się z siostrami o takie błahostki, o takie mało ważne rzeczy, przecież tak czy tak przypadnie mi, ze będę karmiła sama. Lecz... Zawsze raźniej mi się żyję i pracuję jak wiem, że nie jestem w tym sama. Nasza mama umarła, więc radzimy sobie całkowicie same. Często pomagają nam Lucas i Jeff, ale dałam im dzisiaj dzień odpoczynku. W końcu jest poniedziałek, więc chciałam aby odpoczęli ode mnie jak i od moich sióstr. - zaśmiałam się
W powietrzu wyczuwałam ciepły aromat waniliowy, zaciągnęłam się tym zapachem zakładając na siebie luźną koszulkę i szorty. A włosy opuściłam delikatnie suche na plecy. Kiedy wyszłam z łazienki otuliła mnie fala ciepła i pięknego zapach.
Ece chyba usłyszała jak zaskrzypiała pode mną podłoga na górze i krzyknęła.
- Spokojnie, jeszcze nie gotowe.
Ruszyłam żwawo w stronę swojego pokoju. Wpadłam do niego, zatrzaskując trochę za głośno drzwi, usiadłam na łóżko i otworzyłam laptop.
Ujrzałam kilka nieprzeczytanych wiadomości na skrzynce internetowej naszego ośrodka, czytałam każdą po kolei:

"Czy istnieje możliwość wykupienia stałego pobytu dla mojego konia, jest już na emeryturze, z powodu licznych kontuzji, na które wcześniejszy właściciel nie zwracał uwagi. Potrzebuje on normalnego domu, który zapewni mu towarzystwo i swobodę, ale oczywiście i leczenie, dlatego zwracam się do Was. Ja osobiście jestem osobą mało znającą się na koniach, a konia mam, gdyż odebrałam go ze schroniska,w którym chcieli go uśpić, a ja wiem, że to nie jest dla niego najlepszy pomysł. Proszę o szybką odpowiedź."


"Dzień dobry zwracam się do Was z prośbą o naukę jazdy. Wiem, że to raczej ośrodek typowo leczniczy, lecz ja... Nie potrafię odnaleźć się nigdzie indziej, nie jestem osobą ładną, ani też bardzo zgrabną, a w dzisiejszych czasach nie trudno o zdobywanie opinii po wyglądzie. Czy mogłabym liczyć na Waszą pomoc. Umiem jeździć stępem, kłusem i jeszcze ćwiczę poprawny dosiad w galopie i zaczynałam skakać z kłusa. Proszę o pozytywne rozpatrzenie mojej prośby. Castella xoxo."

Obydwie wiadomości były niezwykłe ciekawe, bardzo spodobał mi się pomysł prowadzenia jazd, lecz to nie dla naszego ośrodka. Lecz jak ona tu pisze, można zrobić wyjątek, jeżeli to jej pasja, to chciałabym jej jak najbardziej pomóc.
A co do tego konia... Możemy go przyjąć nawet za darmo, liczy się dobro konia, a nie pieniądz. Z tego co tu czytam, koń musiał wiele przeżyć, wiele znieść bólu, to będzie trudny orzech do zgryzienia.
Odpisałam na wszystkie wiadomości i zeszłam na kolacje. Schodząc po schodach wyczułam w powietrzu zapach rozpuszczonej czekolady i waniliowych laseczek. Uwielbiałam jak moja siostra Lucy gotowała. Weszłam do kuchni, zahaczając nogą o framugę. Sylvia nakrywała do stołu, nalewając do naszych kubków malinową herbatę, której aromat unosił się ku górze.
Ece podeszła do stołu nakładając z wielkiego talerza pulchne naleśniki, następnie zalewając je rozpuszczoną czekoladą, a na to nakruszyła minimalną ilość cynamonu, postawiła talerzyk z laseczkami wanilii dla ozdoby. Ułożyła w krąg na tym samym talerzyku pokrojone plasterki bananów. Wpatrywałam się w stół, o mało co nie zatopiłam się w tym wszystkim.
 - Siadajcie. - powiedziała ucieszona Lukrece

sobota, 13 grudnia 2014

Nelly - Wyścig z wiatrem

Dobrej pogody jak nie było, tak nie ma. Słońce, schowane za grubą warstwą chmur od czasu do czasu poświeci swoimi bladymi promieniami...
Po porannej zabawie z wałachami dałam ich chwile wytchnienia na łące, na której zaraz puścili się żwawym galopem, oczywiście towarzyszyły temu głośne rżenia i wysokie barany. Diament powoli odzyskuje swoją formę z czego niesamowicie się cieszę, kiedy do nas przyjechał był obrazem nędzy i rozpaczy. Żebra, które mogłam policzyć bez problemu, zadrapania i kilka niezagojonych do końca ran.
Zmieniła go głównie terapia ziołowa, z której korzystam od zalania dziejów, kilka wywarów, które przygotowałam natychmiast zadziałały, a koń na nowo cieszył się życiem.
Wybrałam się do paszarni, zaciągając na dłonie rękawy.
- Co za nieprzyjemny wiatr... - mruczałam sama do siebie
Weszłam po schodkach. Gdy zamknęłam za sobą drewniane drzwi, obiła się o mnie fala ciepła, która wydobywała się z rozpalonych kominków. Podeszłam do stołu, gdzie były porozrzucane otręby i owies. Zamaszystym ruchem zmiotłam wszystko z powierzchni deski, wyrzucając resztki do kosza na śmieci. Sięgnęłam po wiaderko, do którego wsypałam jedną miarkę zmielonej dzikiej róży oraz parę sproszkowanych kozieradek. Dosypałam otrębów i do pełna napełniłam rozmielonym owsem. Gołymi rękami wymieszałam papkę dla Diamenta i na koniec wlałam szklankę wody. Wzięłam metalowy uchwyt i wyszłam z pomieszczenia, szczelnie zamykając drzwi.
Weszłam do stajni, wszystkie konie wyciągnęły łby zza boksów i patrzyły na zmieszane nasiona, które niosłam w przezroczystym wiaderku. Nie obyło się bez kilku kopnięć o drzwi boksów, więc czym prędzej weszłam do pustego "mieszkania" wałacha i wsypałam całą zawartość do opróżnionego żłoba.
Chwilę potem postanowiłam rozglądnąć się po ośrodku, czy przypadkiem czegoś nie sprzątnąć, nie przywrócić do porządku. Słońce w tym czasie wyszło zza szarych chmur i rozświetliło wybiegi i łąkę, na której pasły się gniadosze. Uśmiechnęłam się sama do siebie, a porządek pokwitowałam skinięciem głowy.
Przebrana w kremowe bryczesy i białą bluzkę z kołnierzem, spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 17:08.
- Chyba już kolej na Szafira.
Biegiem popędziłam do siodlarni, z której wyciągnęłam skórzane siodło mojego wałacha, pod kolor wzięłam białe ochraniacze oraz czaprak, który niedawno nabyłam. Wychodząc złapałam ogłowie razem z wytokiem i pobiegałam pod boks, który znajdował się na zewnątrz stajni.
- I co maluchu, gotowy na przejażdżkę? - otworzyłam drzwi, a na stojak powiesiłam siodło oraz resztę rzeczy, które trzymałam w rękach.
Zakładając na jego szyję uwiąz, wyprowadziłam Szafira przed boks i przywiązałam do uchwytu.
- Mój kochany... - szepnęłam, gładząc szyję siwusa
Wzięłam ogłowie i nałożyłam prędko na jego łeb, dokładnie zapinając wszystkie potrzebne paski.
Usadowiłam czaprak na jego grzbiecie i ostrożnie dopasowałam siodło, montując poprawnie wytok, zapięłam popręg, dociągając wystarczająco. Rozwinęłam strzemiona i zajęłam się ochraniaczami, które pozapinałam na wszystkie cztery nogi wałacha.
Kiedy wszystko już było perfekcyjnie ułożone założyłam toczek i rękawiczki, odwiązałam uwiąz i skierowałam się na dużą ujeżdżalnie.
Porozstawiane były rozmaite przeszkody, przez co nasz trening wcale nie będzie nudny.
Szybkim ruchem wsiadłam na Szafira i od razu skierowałam go na ścianę samymi łydkami. Przykładałam raz jedną raz drugą, aby wałach trzymał odpowiednią szybkość i żwawość swojego stępa. Wiatr przestał wiać, a słońce grzało prosto w naszą drogę. Pogładziłam Szafira i przyłożyłam łydki do jego boków, koń zakłusował, a ja od razu złapałam rytm kłusa anglezowanego.
Robiliśmy wolty i półwolty, co urozmaicało naszą pracę.
Po kilku okrążeniach kłusem, postanowiłam najechać na szereg przeszkód do 50 centymetrów, nakierowałam Szafir na niego, a koń przejechał perfekcyjnie, wszystkie przeszkody były idealnie prosto najechane, co ułatwiało wałachowi skoki.
Kiedy wjechaliśmy na ścianę, od narożnika zaczęłam galopować w półsiadzie.
Skróciłam wodzę i zrobiłam parę kółek zanim najechałam na większą przeszkodę. Szafir miał ogromną ilość energii w sobie, co postanowiłam na dzisiejszym treningu wykorzystać. Zrobiłam woltę w galopie i najechałam na metrową stacjonatę, przed skokiem zacisnęłam łydki, a koń zrobił wysoki zapas. Poklepałam go po szyi i skierowałam go na kolejną przeszkodę, którą już przeskoczył wspaniale, bez dużego wybicia.
Galopowałam po ścianie, oddałam mu wodzę, aż w końcu je puściłam, uniosłam ręce na boki i usiadłam w pełnym siadzie. Ten koń jest niesamowicie wygodny, przez co utrzymywanie równowagi na nim było niezwykle łatwe jak i przyjemne. Przyciskałam do jego boku pięty, aby nie zwalniał, a wręcz przeciwnie - przyspieszał. Po paru minutach złapałam skórzane wodze i zwolniłam jego chód do stępa. Rozmyślałam, co by teraz zrobić, aż wpadłam na pomysł wyjechania w teren i rozluźnienia się na przeogromnej łące.
Skierowałam się w stronę wyjścia i kłusem wyjechałam ze stajni, kierując się na pola niedaleko stadniny. Rozejrzałam się, słońce uderzyło swoim blaskiem, dlatego odwróciłam natychmiast wzrok i skierowałam go pomiędzy uszy konia. Przycisnęłam łydki, a koń zaczął galopować przed siebie, naciskałam piętami i rozluźniłam ucisk na wodzach, koń zaczął cwałować, jeszcze nigdy nie czułam takiej adrenaliny. Było niesamowicie! Odpuściłam całkiem wodze, a koń jeszcze bardziej przyspieszył. Wyścig z wiatrem - czyli to co najbardziej lubimy...

piątek, 21 listopada 2014

Nelly - Poranne rozluźnienie

Odsunęłam żelazną zasuwę i delikatnie otworzyłam drzwi boksu Diamenta. Spojrzałam na jego łeb z odmianą na czole, wyszukujący w słomie kawałków siana. Poczęstowałam go kostką białego cukru i nałożyłam na jego łeb błękitny kantar. Wyprowadziłam go przed boks, przywiązując do świeżo wymalowanych prętów uwiąz. Diament trącił mnie swoim nosem i uniósł chrapy w górę, ukazując swoje lśniące zęby. Uśmiechnęłam się do niego, poprawiając jego grzywkę, która podczas pobytu w boksie roztrzepała się w każdą stronę.





Sięgnęłam po worek, w którym wisiały szczotki wałacha. Wyciągnęłam iglaka i delikatnie potraktowałam jego sklejki na boku, przejechałam mu kilka razy grzywę, wyciągnęłam kawałki słomy i siana z ogona i zajęłam się kopytami. Schyliłam się, łapiąc w odpowiednim miejscu jego nogę, stanowczo mówiąc mu zrozumiałe polecenia. Zamiotłam słomę do boksu Diamenta i wyruszyłam z nim w stronę wybiegu treningowego, na którym prawdopodobnie czekał Rosario. Oboje potrzebują dobrego rozruchu z rana.
Jednym ruchem ściągnęłam kantar Diamentowi
i powiesiłam na ogrodzeniu. Młody wykorzystał chwilę nieuwagi i popędził galopem do swojego padokowego przyjaciela. Zaśmiałam się, wzięłam ze sobą wąską obręcz i wyruszyłam w stronę iskających się wałachów.
Stanęłam pomiędzy nimi, zawieszając żółtą obręcz na ramię. Gniadosze wąchały nieznany im przedmiot, podejrzliwie na niego patrząc.
Diament zaczepiał nosem o krawędź plastiku, a Rosario raczej trzymał się od niego z daleka.
Przytrzymałam obręcz dwoma rękami, wyciągając go powoli do przodu. W dłoniach, zaczęłam to ostrożnie i szybko obracać. Rosario odskoczył do tyłu, a za nim Diament, który raczej nie był pewny swojej decyzji. Chwyciłam ponownie dwoma rękami obręcz i tym razem wolniej przesuwałam oraz ruszałam nim na boki. Wałachy zainteresowane, zaczęły ponownie zbliżać się do obiektu, wyciągnęli oboje łby i podeszli, swobodnie dotykając łbem koła.
- Dobrze... - powiedziałam spokojnie, przekładając to do jednej ręki, a drugą, zaczęłam gładzić pysk gniadoszów.

piątek, 24 października 2014

Lukrece - Poranek w stajni

Wyszłam z domu wczesnym rankiem zostawiając moją zaspaną siostrę z posiłkiem, który dla mnie przygotowała i pobiegłam do stajni. Powoli i ostrożnie otworzyłam wielkie brązowe drzwi budynku. Wszystkie głowy koni gwałtownie się podniosły, a ja wyszeptałam ostrożne "Czeeść" do wszystkich koni. Kilka z nich zarżało, ale ja od razu skierowałam się do dużego boksu z niewymienionymi drzwiami. Koń łagodnie zarżał i trącił mnie nosem, gdy wślizgnęłam się do środka. Pogłaskałam konia po nosie i powiedziałam prawie niedosłyszalnie: - Mam dużo roboty, ale przyjdę później i wszystko Ci wynagrodzę. Podałam Sante miętusa i poszłam do paszarni.
Wydzieliłam wszystkim koniom porcje owsa oraz napełniłam siatki na siano. Przyniosłam wszystko do stajni i rozdałam koniom. Posprzątałam paszarnię, pozamiatałam, napoiłam konie. Następnie wybrałam się do boksu Tear, nowej klaczy, którą będę leczyć. Jej przeszłość była czymś, czego nie mogę sobie nawet wyobrazić. Była bita, wiązana i głodzona. U weterynarza doszła do siebie, lecz tylko ze strony fizycznej. Psychicznie jest to koń całkowicie zniszczony. Pamiętając o jej przeżyciach i obecnym stanie postanowiłam zacząć wszystko do początku. Zważając na to, że podczas karmienia konie zwracają mniejszą uwagę na to co sie wokół nich dzieje postanowiłam sprawdzić na co mogę sobie pozwolić przy Tear i na jakim etapie znajduje się nasza praca. Na początku po prostu stanęłam przy jej boksie i czekałam na reakcję. Klacz popatrzyła tylko na mnie ze strachem, lecz po chwili wróciła do swojego posiłku. Była już do mnie trochę przyzwyczajona dzięki temu, że była u nas już 2 tygodnie aklimatyzując się. Zdecydowałam się na następny krok. Powoli otworzyłam zasuwę i stanęłam w drzwiach jej boksu, klacz jednak nie zwróciła na mnie uwagi. Wyciągnęłam przed siebie rękę, a wtedy hanowerka gwałtownie odskoczyła w głąb boksu. Starałam się uspokoić ją głosem, ale nie wycofałam się. Stałam tak jakieś 10 minut z wzrokiem wlepionym w ziemię. Nie podnosząc głowy wyszłam i uznałam króciutką sesję za udaną. Szybkim krokiem udałam się na pole gdzie nazrywałam ziół, których zapasy wyczerpywały się.
Zanosząc lecznicze rośliny sięgnęłam po nóż i na niewielkim blacie posiekałam trochę rokitnika i imbiru, resztę powiesiłam przy szafce, aby mogły się ususzyć. Poszłam do stajni spokojnym krokiem i udałam sie prosto do naszego nowego lokatora - wychudzonego Diamenta. Weszłam do jego boksu i korzystając z tego, że nie zjadł jeszcze swojej paszy wsypałam wałachowi przygotowaną mieszankę ziołową. Imbir zwiększał apetyt, a rokitnik poprawiał przyswajalność składników odżywczych. Przejechałam ręką po jego bokach. Ciężko się patrzyło na tak wychudzonego konia. Poklepałam Diamenta, wyszłam z boksu i z wielką siłą pchnęłam oporną zasuwę. Wtedy zauważyłam wyłaniającą się z cienia Nelly. Uśmiechnęłam się delikatnie i skierowałam w jej stronę.
- Co tu robisz?! Sylvia powiedziała, że wyszłaś z domu.. - wyrzuciła siostra.
- No tak, zgadza się.
- Ale.. - wpatrywała się we mnie z grymasem.
- Wyszłam z domu i cały ranek spędziłam w stajni. - uświadomiłam jej.
- Aha, już rozumiem..
- Coś się stało?
- Nie, po prostu zamierzałam popracować z Diamentem.. - powiedziała niepewnie.
- Proszę, pracuj. - uśmiechnęłam się wskazując na boks.
Siostra spojrzała na mnie zdezorientowana i podeszła do drzwi. Uśmiechnęłam się do siebie i wyszłam ze stajni.




Nelly - Prolog

Promienie dopiero wstającego słońca dostawały się przez szpary rolet do mojego pokoju, subtelny wiatr kołysał śnieżnobiałe firanki. Dotarł do mnie zapach świeżo rosnących wrzosów. Początek września zbliżał się wielkimi krokami, więc to jak najbardziej porównywalny zapach do tego nadchodzącego miesiąca.
Osunęłam się i wstałam na równe nogi. Przeszył mnie zimny dreszcz, stąpając powoli po zimnych kafelkach. Wyciągnęłam z szafy ręcznik, kosmetyczkę i ubrania, kierując się w stronę łazienki, próbowałam odplątać gumkę z za kołtunionych loków.
Zapatrzyłam się w lustro, moje odbicie rozpływało się poprzez ścigające się krople wody. Poprawiłam prawie suchy kosmyk za ucho i rozczesałam swoją jasną czuprynę. Włosy spięłam w niesforny kok, pojedyncze, które wydostały się z koka łaskotały mnie w kark.
Nałożyłam na siebie najzwyklejszą, bawełnianą koszulę z kołnierzykiem i wkasałam ją do spodni, a na wierzch założyłam błękitną bluzę.
Schodząc po skrzypiących schodach, skierowałam swój wzrok ku oświetlonej słońcem kuchni.
Stanęłam w progu wpatrując się w jedną z sióstr, która przegryzając świeżego crossanta i popijając poranną kawę, wertowała kartki dzisiejszej gazety.
- Piszą o nas. - powiedziała odstawiając pusty kubek na blat
- Jak to, co piszą? - podeszłam do szafki z której wyciągnęłam wszystkie produkty spożywcze do zrobienia śniadania
- O naszych metodach, jak działa na konie. "Naprawdę uzdrawia czy szkodzi?" - zacytowała
- Przecież nie jesteśmy cudotwórcami i nie uzdrawiamy koni, my je oduczamy złych nawyków, narowów.
- Nie wiedzą już o czym mają pisać... Ale popatrz na to z innej strony, nasz ośrodek jest bardziej popularny, przez takie napisane skrawki.
- Jasne, spodziewaj się mnóstwa telefonów i listów. - przewróciłam oczami. - Ile razy byłyśmy w tej gazecie, i ile razem nie przyniosło nam to żadnej korzyści. Myśl logicznie, szukają jedynie punktu uczepienia.
Sylvia bez słowa odstawiła gazetę na stół i zaczęła zmywać swoje brudne naczynia.
- A ty jak zwykle, jesteś jako jedyna do wszystkiego negatywnie nastawiona. - odkręciła strumień wody
- Pytałaś się co sądzi o tym Lucy?
- Niestety, wyszła dzisiaj nawet nie zjadając jej porcji, którą przygotowałam.
- Mówiła ci gdzie idzie? - spytałam się jak zwykle bezinteresownej siostry
- Nie zdążyłam się zapytać.
Westchnęłam. Kiedy tylko skończyłam przygotowywać dla siebie śniadanie, od razu wzięłam się za jedzenie. Przez noc, zawsze staję się głodna.
- Co zamierzasz dzisiaj robić? - wycierała mokre ręce
- Dzisiaj będę pracowała nad kondycją Diamenta, jako iż jest wychudzony najpewniej traci swoją formę. Musi ją odzyskać. - uśmiechnęłam się w stronę Sylvii
- A Szafir? - usiadła obok mnie
- Wieczorem wybiorę się z nim w teren, długo już nie chodził, a teren będzie idealnym rozluźnieniem. Wrócę przed karmieniem, prawdopodobnie. Zresztą, nawet jeśli nie, to dacie sobie radę z sianem i owsem.
- Damy sobie radę z tak małą ilością koni.
- Nie wymyślaj znowu, dobrze? Nasz ośrodek rozwija się w dobrą stronę, a ty jak zwykle chcesz wszystko zapeszyć. Lepiej zejdź mi z oczu, bo nie chcę tracić pogodnego humoru.
Siostra trzasnęła wyjściowymi drzwiami i przez okno było widać jedynie jej cień.
Odstawiłam naczynia do zlewu i wybrałam się do korytarza, w którym założyłam na nogi czarne, skórzane sztyblety.
Wyszłam przed dom, kierując się w stronę dziedzińca. Z budynku dobiegały głośne rżenia, słychać było również piskliwe odgłosy źrebaka.
Usłyszałam głośne zamknięcie boksu Diamenta, z którego wyłoniła się Ece, co ona tutaj robi, przecież Sylvia powiedziała mi, że wyszła z domu...